Moja mama jest strasznie dziwna. Niby mnie wspiera ale czasami wcale tego nie czuję. Nie wiem nawet jak się zabrać do tego żeby to opisać. Nie zgadzamy się w wielu dziedzinach i ona nadal wcale mnie nie rozumie. Nie widzi jak jest mi czasami zle. W tej relacji zawsze było tak że to ja byłam jej oparciem, było tak od dzieciństwa. Miała trudne życie z ojcem. Zabrałam ją do siebie do UK i tak zostało....
Moja mama myśli że jestem jak stal. Dopiero w zeszłym tygodniu doznała oświecenia że jestem na antydepresantach! Jak mam dola i próbuje z nią rozmawiać to zawsze słyszę- jakie Ty możesz mieć problemy? Przesadzasz.
Wczoraj na zakupach dostałam jakiś dziwnych potów. Dosłownie uderzenia gorąca. Oczywiście jak powiedziałam że źle się czuję to zgonila to na osłabieni... i wtedy wybuchłam. Nie widzi ile ostatnio mam na głowie, nie widzi jakie mam problemy z snem, nie widzi jak źle ostatnio się czuję, nie widzi że utknelam z pracą, nie widzi mojej samotności. Nie widzi tego że przez to że przytyłam jest mi źle. Nie widzi jak juz sama nie wiem co dalej robić z swoimi życiem. Więc wygarnęłam jej to wszystko i się strasznie obraziła.
Jestem zmęczona dbaniem o innych. Teraz czas na mnie. Dlatego nawet jeśli moje papiery nie przyjdą na czas i tak polecę do PL. Tylko po to żeby być sama i wszystko sobie poukładać.
Jak wrócę chcę się przeprowadzić do innego miasta, nad morzem. Teraz mam okazję. I teraz jest na to czas